Mika Starowska. The Factory na Szyperskiej

Rozmowa i zdjęcia:Marcin Matuszak

Pierwszymi byli Japończycy – Yuzensai Miyasaki, który w XVII wieku użył tej techniki do zdobienia kimon, oraz Zisukeo Hirose, wynalazca szablonu „katagami” w XIX wieku. O tym mało kto wie, ale niemal każdy rozpozna wielobarwne portrety Marilyn Monroe lub powielone grafiki zupy Campbell’s, których autorem był Andy Warhol. Ten Amerykanin o łemkowskich korzeniach spopularyzował sztukę sitodruku w latach 50. i 60. i wprowadził ją do świata sztuki muzealnej. W 2025 spotykam się w Poznaniu z Miką Starowską, w jej pracowni, żeby porozmawiać o fenomenie tej techniki.

Kim jest Mika Starowska?

O, matko! Kim jest Mika Starowska? Tak… to jest odpowiedź! Jest przede wszystkim matką [śmiech]. To też postać fikcyjna, stworzona na potrzeby akcji artystycznej, którą realizowałam dawno temu wspólnie z Magdą Szmigiel-Taube. Wcielałyśmy wtedy się w role gwiazd, stąd człon „star” w nazwisku Starowska. Zaadaptowałyśmy mieszkanie do naszych gwiazdorskich potrzeb. Naszymi podobiznami wytapetowałyśmy ścianę pokoju, toalety, wykleiłyśmy kafelki w łazience, deskę sedesową, przygotowałyśmy nadruki na poduszki, zrobiłyśmy tort… Nagrałyśmy także płytę w studiu zaprzyjaźnionego zespołu Napszykład, wyprodukowałyśmy wodę gazowaną oraz niegazowaną z naszymi podobiznami, a następnie wystawiłyśmy je na Allegro. Tak powstała Starowska. A Miką jestem od dziecka. Tak nazywa mnie rodzina i znajomi.

No dobrze. Zatem zacznijmy inaczej. Czym się zajmuje Mika Starowska?

Mika Starowska robi sporo różnych rzeczy, ale ostatnio najwięcej czasu poświęca na drukowanie.

Drukujesz na papierze, na tekstyliach, robisz też tapety. Tworzysz zarówno dla siebie, jak i dla innych, a do tego jeszcze prowadzisz warsztaty. Jak dzielisz czas między wszystkie te zajęcia?

Przyznam, że na swoje projekty ostatnio prawie nie mam czasu. Jakby spojrzeć na proporcje, to obecnie około 60% to prace dla innych, a 40% warsztaty. Ten układ zależy jednak od sezonu. Sporo pracy przynoszą mi festiwale. Myślę jednak, że wkrótce uda mi się wygospodarować więcej przestrzeni dla siebie.

Kiedy kończyłam studia i mówiłam, jaką techniką pracuję, nikt nie wiedział, czym jest sitodruk.

Sitodruk stał się modny?

Kiedy kończyłam studia i mówiłam, jaką techniką pracuję, nikt nie wiedział, czym jest sitodruk. Dziś coraz więcej osób o nim słyszy. Wpisuje się w różne trendy. Interesują się nim zarówno osoby dbające o ekologię (ja sama używam farb wodnych, ekologicznych), jak i ci, którzy cenią produkty handmade, rzemieślnicze i chcą odejść od wyrobów masowej produkcji.

Jaki jest taki podstawowy zestaw do sitodruku? Co potrzebujemy, żeby wydrukować pierwszą swoją grafikę?

Na początku, kiedy zajmowałam się chałupniczym sitodrukiem po studiach, wystarczyły mi siatka do drukowania, rakiel i farby. To naprawdę wszystko, jeśli masz dostęp do naświetlania ramek. Takich miejsc może nie być wiele, ale w każdym większym mieście da się je znaleźć. Dziś mój sprzęt się rozrósł: mam stół do drukowania, naświetlarkę, suszarkę do papierów i myjkę. Proces jest szybszy i daje więcej możliwości, choć wciąż nie pozwala na druk w dużych formatach ani masową produkcję. Pewne ograniczenia pozostają.

Technika sitodruku wydaje się dość prosta. Co tak naprawdę można popsuć podczas procesu drukowania?

Wszystko! [śmiech]. Można źle dobrać siatkę do podłoża, niewłaściwie naświetlić emulsję, ustawić zbyt dużą odległość siatki od papieru czy tkaniny, użyć nieodpowiedniego nacisku rakla albo nałożyć farbę w niewłaściwy sposób… Większe i mniejsze błędy można popełnić na każdym etapie. Wciąż się uczę. Choć czasami celowo eksperymentuję, wykorzystuję wcześniejsze błędy, żeby uzyskać coś mniej oczywistego. Na przykład zdarzało mi się drukować na ubraniach siatkami, które normalnie służą do drukowania na papierze, żeby osiągnąć delikatniejsze tony i płynniejsze przejścia. Z czasem, zdobywając doświadczenie, zaczynasz wykorzystywać wiedzę dotyczącą zasad druku nie tylko po to, by je stosować, lecz także po to, by je łamać. Znając proces, możesz świadomie go przestawiać i modyfikować, aby nadać pracy własny, unikalny charakter. Zresztą nawet jeśli coś pójdzie nie tak, zawsze można powiedzieć, że to zamierzony efekt [śmiech]. I to jest właśnie piękne w serigrafii.

Jest jakiś „fuck-up”, który szczególnie zapamiętałaś?

Podczas mojego pierwszego plenerowego warsztatu, po zaledwie kilku zrobionych odbitkach, siatka przestała drukować. Umowa była podpisana, a zarobione pieniądze już prawie całkowicie wydane. Było bardzo gorąco i sucho. Siatka, którą naświetliłam, okazała się zbyt gęsta na taki skwar i schła w kilka sekund. Od tego czasu zabezpieczam się, zabierając na warsztaty kilka siatek.

Jaka jest różnica między sitodrukiem a serigrafią?

Wiesz co, w gruncie rzeczy sitodruk i serigrafia to ta sama technika. W którymś momencie artyści zaczęli jednak rozróżniać zwykły, masowy sitodruk od prac artystycznych i wtedy pojawiło się określenie serigrafia. Termin ten wprowadził Carl Zigrosser [historyk sztuki, marszand i kolekcjoner, autor książki Six Centuries of Fine Prints, który w 1941 roku został pierwszym kuratorem działu druku artystycznego w Philadelphia Museum of Art – przyp. red.]. Pierwsza wystawa grafik w technice serigrafii odbyła się 1938 roku w Contemporary Arts Gallery w Nowym Jorku. Sitodruk to po prostu technika, zwykła robota, a serigrafia – jej wykorzystanie artystyczne.

A co w sitodruku lubisz najbardziej?

Powiem ci, co mnie przekonało, kiedy wybierałam specjalizację na uczelni. Była pracownia, która zajmowała się litografią, takim drukiem, gdzie rysunek powstaje na specjalnym kamieniu. To była naprawdę trudna praca, bardzo czasochłonna i fizycznie wymagająca, szczególnie dla nas, dziewczyn. Czasem prosiłam kolegów o pomoc przy noszeniu ciężkich kamieni. Równie pracochłonny jest linoryt, w którym wykonanie matrycy wymaga wiele czasu. O pracy z metalem nawet nie wspomnę. A sitodruk… to zupełnie inna bajka. Daje dużo więcej możliwości. Dodatkowo właściwie każdy etap tworzenia nadruku jest ciekawy. Przede wszystkim sprawia mi ogromną frajdę projektowanie samego wzoru, który można stworzyć zarówno ręcznie, jak i w programie graficznym. Co więcej możesz drukować zarówno wektorowe wzory, jak i przerobione fotografie. Fascynuje mnie też proces naświetlania sita, bo gdy przenosisz wzór na siatkę, wygląda on już trochę inaczej. To nie jest już dokładnie ten rysunek, który zrobiłeś, na siatce nabiera nowego wymiaru. Samo drukowanie też daje dużo zabawy. Możesz eksperymentować z kolorami, dobierać różne siatki, mieszać warstwy… To wszystko dodaje kolejnej wartości do pracy. Na koniec, w serigrafii najbardziej lubię to, że stosunkowo szybko można zobaczyć końcowy efekt swoich działań. Jestem dosyć niecierpliwa i nie ukrywam, że to był jeden z powodów, dla których wybrałam tę pracownię po pierwszym roku studiów. Oczywiście atmosfera w pracowni miała również duże znaczenie.

Sukienka z palmą, Warsztat Pracy, fot. Filip Zawadzki, 2014
Możesz eksperymentować z kolorami, dobierać różne siatki, mieszać warstwy… To wszystko dodaje kolejnej wartości do pracy. Na koniec, w serigrafii najbardziej lubię to, że stosunkowo szybko można zobaczyć końcowy efekt swoich działań.

Widzę w tym procesie sporo podobieństw do fotografii analogowej, gdzie też potrzebujesz światła, a obraz zmienia się na każdym etapie.

Sitodruk często porównuje się do fotografii analogowej. Podstawowy proces przenoszenia zaprojektowanego obrazu na podłoże jest dość podobny. Ale sitodruk daje o wiele więcej możliwości. Możesz powielać wzory na różnych materiałach: ścianach, tkaninach, papierze, drewnie, plastiku… praktycznie na wszystkim. To daje swobodę i otwartość działania oraz duże pole do eksperymentowania.

Efektem twojej pracy są fizyczne przedmioty.

Tak, zdecydowanie. Doceniam nie tylko to, że powstaje jakiś namacalny przedmiot, ale też to, że praca wymaga ode mnie ruchu i działań manualnych. Bardzo to sobie cenię. Moi koledzy w pracowni siedzą przy biurkach i się „nudzą”, a ja mam fizyczną pracę [śmiech]. Pracownię sitodruku można porównać do siłowni. Jest w niej bardzo dużo ruchu i wysiłku fizycznego. A wszyscy wiemy, że ruch wpływa pozytywnie na samopoczucie psychiczne. Dodatkowo zapewniam, że mycie siatki myjką ciśnieniową może być ciekawym sposobem, na pozbycie się tych gorszych emocji.

Drukujesz dla innych, a co z własnymi projektami?

Niestety, ostatnio mam na nie niewiele czasu. Kiedy chcę po prostu usiąść i coś spontanicznie stworzyć, bywa trudno, bo nie potrafię na zawołanie wejść w odpowiedni rytm. Godzina, która zostaje mi pomiędzy innymi projektami, to zdecydowanie za mało. Do tworzenia potrzebuję też skupienia, ciszy, a czasem pretekstu. Działaniu twórczemu najbardziej sprzyjają wieczory.

A co cię inspiruje? Jak się przygotowujesz do projektu?

Inspiracja potrafi przyjść zewsząd. Czasem coś nagle mnie zachwyca. Robię wtedy zdjęcie albo po prostu zachowuję obraz w pamięci. Nie mogę powiedzieć, że inspiruje mnie jedna konkretna dziedzina. Raczej to są przebłyski, na przykład kształty, nietypowe zestawienia barw lub ich zanikanie w procesie umierania roślin. Jak wszyscy artyści inspiruję się tym, co mnie otacza. Wszyscy w jakimś sensie czerpiemy z tych samych źródeł. Ważne jednak jest nie tylko to, co nas inspiruje, ale co dzieje się z tym potem. Każdy ma inną wrażliwość i musi „przemielić” te bodźce przez siebie. I to jest właśnie atut każdego z nas, to decyduje o tym, że praca artysty może być wyjątkowa.

Od niedawna prowadzisz także zajęcia z sitodruku w Centrum Kultury Zamek. Opowiedz, jak one wyglądają.

Mam dwie grupy wiekowe: jedną dla dorosłych, a drugą dla młodzieży i młodych dorosłych, w wieku od 14 do 30 lat. Będziemy pracować nad techniką sitodruku i linorytu, zaczynając od podstaw, bo obie grupy to początkujący. Na pewno chcę, żeby każdy uczestnik mógł pokazać swoją indywidualność. Myślę, że to będzie podstawa pracy z grupą. Oczywiście mam jakiś plan i tematy, ale wszystko może się zmieniać w zależności od tego, jak grupa się rozwinie.

Lubisz to, co robisz?

Tak. Robię to, co lubię… też… [czuję wewnętrzny śmiech]. Na co dzień nie zawsze tryskam radością, czasem odczuwam zmęczenie pracą fizyczną, ale bardzo lubię się śmiać. Szukam pretekstów do śmiania się. Uważam, że moja praca i życie dostarcza mi wiele radości i przyjemności.

Na festiwalu CMYKRGB, razem z Grzegorzem Myćką pokazaliście swoje prace, ale także te, które drukowaliście dla innych. W tym samym czasie trwa wystawa Andy’ego Warhola, artysty jednoznacznie kojarzonego z serigrafią. Czym jest dla ciebie jego twórczość?

Oczywiście bardzo cenię Andy’ego Warhola. Miał ogromny wpływ na rozwój serigrafii. Dzięki niemu technika zaistniała w świadomości masowej, z czego dziś korzystam ja i moi koledzy po fachu. Ale nie interesuje mnie wyłącznie serigrafia. Jest wiele dziedzin sztuki, które mnie fascynują. Dla mnie sama technika to przede wszystkim narzędzie. Możesz ją wykorzystać na różne sposoby i właśnie w tym jest frajda: robić coś inaczej, znaleźć własny sposób, który naprawdę cię kręci.

Mika Starowska & Magda Szmigiel-Taube, fot. Magda Foka Ryś, 2009

Rozmowa odbyła się w ramach festiwalu CMYKRGB.
Poznań, wrzesień 2025

Mikę można znaleźć tu: happyhandshop starowskamikakika

Dziękujemy Miasto Poznań za wsparcie
#poznańwspiera