Nosi mnie jak północny wiatr

Tekst:Marcin MatuszakZdjęcia:Noemi Markwas

Czym się obecnie zajmujesz?

Pracuję w fundacji Katalyst Education jako graficzka. Fundacja zajmuje się dostarczaniem darmowych cyfrowych narzędzi, które pomagają wyrównywać szanse w dostępie do edukacji dzieciom z różnych środowisk. Brzmi to może enigmatycznie, ale są to np. videolekcje z matematyki (Pi-stacja). Propagujemy też zasadę odwróconej lekcji – teorię robi się samemu w domu, a praktykę z nauczycielem na zajęciach.
Ta praca daje mi stabilizację, której brakowało mi w ostatnich latach. Jednocześnie wiem na pewno, że chcę też zajmować się typografią. Litery to mój główny obszar zainteresowań.

Aby pracować nad swoim fontem, pojechałaś na niemal pół roku do Izraela.

Tak, w 2017 roku wymyśliłam, że chcę robić krój multiskryptowy, czyli oparty na więcej niż jednym systemie pisma. Konkretnie interesował mnie Chaim, czyli czcionka powszechna w Izraelu  – używana np. w nagłówkach gazet, na przystankach autobusowych czy na plakatach. To krój, który powstał przed wojną w Warszawie, stworzył go Jan Levitt. Jadąc do Hajfy, już wiedziałam, co chcę robić, czego szukać, ale nie wiedziałam, czy to znajdę. Nie spodziewałam się, że tak trudne będzie dla mnie rozróżnienie współczesnych hebrajskich krojów, pozbawionych ozdobników, raczej skonstruowanych niż odzwierciedlających styl kaligraficzny. Byłam wtedy – i nadal jestem – początkująca, jeśli chodzi o projektowanie typografii. Miałam wiedzę teoretyczną, ale moje oko było mało wyrobione. Nie dość, że było to zderzenie z innym skryptem, innym systemem pisma, to jeszcze sporo czasu zajęło mi wyrobienie sobie oka – czasem litery wydają się proste i identyczne, a okazuje się, że to bardziej skomplikowane. Kształty kroju różnią się np. milimetrowym załamaniem.

Po jakim czasie nauczyłaś się rozpoznawać te kroje? Kto cię tego uczył? Na czym polegała ta praca?

Z krajobrazem typograficznym oswoiłam się po trochę ponad miesiącu. Do tego po prostu potrzebowałam czasu i praktyki. Ponieważ miałam tam bardzo ograniczony budżet, wszędzie chodziłam na piechotę. Spacerując, wszędzie wypatrywałam liter, porównywałam je, szukałam podobieństw, różnic, próbowałam znaleźć zależności. Na samym początku pobytu skontaktowałam się z Yanekiem Iontefem – jednym z najważniejszych typografów w Izraelu. Potem z Adą Vardi, nauczycielką typografii w WIZO – szkole, w której się uczyłam. Okazało się, że jest badaczką typografii hebrajskiej, specjalizującą się w okresie modernizmu, i była kuratorką dużej przekrojowej wystawy na ten temat. Udostępniła mi katalog wystawy, który nie był już nigdzie dostępny. Poza tym skontaktowała mnie z Philippem Messnerem, szwajcarskim badaczem, który posiada ogromną wiedzę na temat początków nowej typografii hebrajskiej. Na początku moje badania polegały na rozmowach z typografami i typografkami, a także z osobami badającymi typografię okresu międzywojnia i pierwszych lat po powstaniu języka hebrajskiego. Do tego wszystkiego dodawałam codzienną uważność, czyli po prostu spacery, skanowanie już wyrobionym okiem rzeczywistości w poszukiwaniu Chaim.

Ostatnio się zorientowałam, że mówię „dom” na wszystkie miejsca, gdzie nocuję. Mówię, że idę do domu, nawet jeśli to jest hotel.

Choć, jak mówisz, w Izraelu nie było ci łatwo, to jednak tam wracasz.

Nosi mnie, jak północny wiatr w „Czekoladzie”, mój ulubiony motyw filmowy (śmiech). Gdy wyjechałam po 5 miesiącach z Izraela, mówiłam, że już tam nigdy nie pojadę, moja noga tam nie postanie, a tymczasem od tamtego momentu byłam tam już 2 razy. Tak samo mam z Portugalią, w której mieszkałam najpierw 8 miesięcy, potem 3. Jak się mieszka gdzieś już tak długo, to człowiek czuje się jak u siebie i ma wrażenie, że odwiedza inne miasto, a nie kraj.

Ale to też powoduje taką trochę schizofrenię, prawda? Nie wiadomo, gdzie jesteś u siebie – trochę tam, trochę tu.

Tak. To jest pytanie, które sama często zadaję moim gościom w audycji „Reisefieber”, którą prowadzę w Radiu Kapitał – gdzie jest dom? Tam, gdzie jest WiFi? Tak często teraz ludzie mówią. Tam, gdzie masz swój komputer, gdzie zarabiasz, gdzie wydajesz, gdzie masz rodzinę, czy tam, gdzie przyjaciele?

Masz już 38 audycji za sobą, niektóre nagrywasz wcześniej, niektóre są na żywo. Jakim kluczem wybierałaś rozmówców? Kim są ci ludzie?

Na początku były to osoby, które dużo podróżowały, przemieszczały się. Ludzie, którzy długo żyli za granicą, często zmieniali prace, miejsca zamieszkania. A potem to się rozszerzyło i były tematy, które mnie interesowały, jak np. gentryfikacja czy teoria postwzrostu. Miałam audycję o podróży, jaką przechodzi matka w czasie porodu (ale niestety ze względów technicznych się nie nagrała), a niedługo chciałabym też zrobić audycję o podróżach aborcyjnych za granicę. Czasem to są po prostu przyjaciele albo osoby, które poznaję. Opowiadają mi swoje historie, a ja zapraszam je na antenę.

Jak się mieszka gdzieś już tak długo, to człowiek czuje się jak u siebie i ma wrażenie, że odwiedza inne miasto, a nie kraj.
+ -