Nosi mnie jak północny wiatr — Zofia Janina Borysewicz
Czym się obecnie zajmujesz?
Aby pracować nad swoim fontem, pojechałaś na niemal pół roku do Izraela.
Tak, w 2017 roku wymyśliłam, że chcę robić krój multiskryptowy, czyli oparty na więcej niż jednym systemie pisma. Konkretnie interesował mnie Chaim, czyli czcionka powszechna w Izraelu – używana np. w nagłówkach gazet, na przystankach autobusowych czy na plakatach. To krój, który powstał przed wojną w Warszawie, stworzył go Jan Levitt. Jadąc do Hajfy, już wiedziałam, co chcę robić, czego szukać, ale nie wiedziałam, czy to znajdę. Nie spodziewałam się, że tak trudne będzie dla mnie rozróżnienie współczesnych hebrajskich krojów, pozbawionych ozdobników, raczej skonstruowanych niż odzwierciedlających styl kaligraficzny. Byłam wtedy – i nadal jestem – początkująca, jeśli chodzi o projektowanie typografii. Miałam wiedzę teoretyczną, ale moje oko było mało wyrobione. Nie dość, że było to zderzenie z innym skryptem, innym systemem pisma, to jeszcze sporo czasu zajęło mi wyrobienie sobie oka – czasem litery wydają się proste i identyczne, a okazuje się, że to bardziej skomplikowane. Kształty kroju różnią się np. milimetrowym załamaniem.
Po jakim czasie nauczyłaś się rozpoznawać te kroje? Kto cię tego uczył? Na czym polegała ta praca?
Z krajobrazem typograficznym oswoiłam się po trochę ponad miesiącu. Do tego po prostu potrzebowałam czasu i praktyki. Ponieważ miałam tam bardzo ograniczony budżet, wszędzie chodziłam na piechotę. Spacerując, wszędzie wypatrywałam liter, porównywałam je, szukałam podobieństw, różnic, próbowałam znaleźć zależności. Na samym początku pobytu skontaktowałam się z Yanekiem Iontefem – jednym z najważniejszych typografów w Izraelu. Potem z Adą Vardi, nauczycielką typografii w WIZO – szkole, w której się uczyłam. Okazało się, że jest badaczką typografii hebrajskiej, specjalizującą się w okresie modernizmu, i była kuratorką dużej przekrojowej wystawy na ten temat. Udostępniła mi katalog wystawy, który nie był już nigdzie dostępny. Poza tym skontaktowała mnie z Philippem Messnerem, szwajcarskim badaczem, który posiada ogromną wiedzę na temat początków nowej typografii hebrajskiej. Na początku moje badania polegały na rozmowach z typografami i typografkami, a także z osobami badającymi typografię okresu międzywojnia i pierwszych lat po powstaniu języka hebrajskiego. Do tego wszystkiego dodawałam codzienną uważność, czyli po prostu spacery, skanowanie już wyrobionym okiem rzeczywistości w poszukiwaniu Chaim.
Podobał ci się Tel Awiw?
Nie jestem jego fanką. Mieszkałam w Hajfie, na północ od Tel Awiwu. Przez długi czas miałam duże problemy mieszkaniowe w Izraelu – wynajęłyśmy, razem z Magdą Nają, mieszkanie w fatalnym stanie – śmierdzącą, brudną ruinę. I postanowiłyśmy doprowadzić to miejsce do porządku. Trochę ze względu na okazyjną cenę nie zdecydowałyśmy się przeprowadzić… To był błąd. Brakowało mi osadzenia się, tego zadomowienia, w związku z czym ciężko mi było się skupić i planować. Nie wspominając o wycieczkach do Tel Awiwu.
Tak czy inaczej, uważam, że Hajfa ma dużo fajniejszy klimat. Trochę dlatego, że panuje tam iluzoryczna idylla koegzystencji różnych społeczności. Jest tam dużo osób z palestyńskiej klasy średniej, które są obywatelami Izraela, w związku z czym mają dostęp do edukacji i kultury. Wydaje się, że dlatego łatwo im znaleźć wspólny język z Izraelczykami (i na odwrót). Ale jak się dłużej tam pomieszka i wnikliwiej poobserwuje, to widać, że to tylko pozory. Dyskryminacja jest tam obecna tak samo jak w całej reszcie kraju, na różnych poziomach, między różnymi grupami. Arabowie nie są jedyną dyskryminowaną grupą, chociaż na pewno jest to najbardziej widoczna, często wręcz instytucjonalna nierówność. Uprzedzenia i stereotypy są silne również wewnątrz żydowskiej części społeczeństwa. Inaczej traktowani są Żydzi, którzy przyjechali z Europy Zachodniej, a inaczej ci z byłego ZSSR czy Etiopii. Początkującym w tym temacie mogę polecić książkę „Izrael oswojony” Eli Sidi.